czwartek, 2 października 2014

Gambit, Punkt Cięcia, Forta - recenzja polskiego military sf Michała Cholewy


Dziś nieco nietypowo, bo przedstawię Wam recenzję trzech polskich powieści military sf autorstwa Michała Cholewy, wydawaną przez Warbook. Jako fan gier bitewnych sf w skali 15mm, sięgnąłem po Gambit, w ramach inspiracji dla swoich potyczek. I nie zawiodłem się.



W powieściach Cholewy dostajemy spójny świat, w którym ludzkość sięgnęła gwiazd i skolonizowała wiele planet, korzystając ze stworzonych przez siebie Sztucznych Inteligencji. SI były potrzebne, z uwagi na fakt, iż skoki międzygwiezdne, będące sposobem na podróż FTL, są zabójcze dla ludzkiego organizmu. Na tyle że podczas skoku większość załogi należy umieścić w hibernatorach, bądź chronić specjalnymi polami. Samo wyliczanie parametrów skoku jest bardzo wyczerpujące dla ludzkiego mózgu i wymaga osobnika o wysokim IQ, który poddawany jest długiemu i wyczerpujacemu szkoleniu. SI pozwalały na ominięcie tego problemu, a produkcja androidów pozwalała na szybką kolonizację nowych planet. Aż do Dnia.
W Dniu, SI, poddane działaniu tajemniczego wirusa, zwróciły się przeciwko ludzkości, skąpując Ziemię w nuklearnym ogniu. Wiele kolonii zostało odciętych od reszty znanego wszechświata, utracono mnóstwo okrętów - kompletna katastrofa. Trzy pozostałe po Dniu mocarstwa - Unia Europejska, Stany Zjednoczone i Imperium Chin - oczywiście rzuciły się sobie do gardeł o pozostałe dostępne skrawki minionego świata.




Nie będę tu streszczał fabuły każdej z książek. Uniknę w ten sposób wielu spoilerów. Jak ktoś będzie miał ochotę to sobie przeczyta. Skupię się raczej na tym co mi się w nich podoba, a co nie.
Na pewno czytaliście już trochę military sf i być może część z Was zgodzi się ze mną że często wojnę przedstawia się jako pewnego rodzaju przygodę, pełną bohaterskich czynów, last standów itp. Jasne, ktoś zawsze tam ginie, ale zwykle nie jest to taka tragedia. 
U Cholewy jest inaczej. Tu wojna pokazana jest tak jak wg mnie powinna być. Miejscem gdzie trafiają ludzie którzy wcale nie chcą być bohaterami, a przeżycie przede wszystkim determinuje ich zachowania. Ponieważ jednak są żołnierzami, no to muszą wykonywać rozkazy, których oczywiście nikt nie tłumaczy (need to know basis). Dość szybko okazuje się, że zwykli żołnierze są jedynie pionkami na szachownicy, a partię rozgrywa ktoś znacznie wyżej postawiony (tu pewien pułkownik z Operacji Specjalnych), kto nie zawaha się poświęcić wielu takich pionów aby osiągnąć postawione przed sobą cele. Wojna nie zna tutaj litości. Bardzo często okazuje się że nagrodą za wykonanie zadania jest możliwość poddania się wrogowi, przez tych co przeżyli. Honorowe zachowania, takie jak zgłoszenie się na ochotnika na misję osłony wycofujących się wojsk, czy wykonanie niebezpiecznej misji, żeby ktoś na górze przesunął towarzyszy z plutonu na liście wymiany jeńców, zostaną na pewno przez kogoś bezlitośnie wykorzystane. Aż wreszcie sami bohaterowie powieści postawieni przed brzemieniem dowodzenia, będą musieli się zastanowić, ile i jak wiele będą w stanie poświęcić by wykonać postawione przed sobą zadanie. Czy wreszcie poświęcą towarzysza z własnego oddziału, aby reszta mogła przeżyć. Więc jeśli od bohaterskich przygód w stylu Johna Ringo wolicie klimat "Wiecznej Wojny" Haldemana, to będzie coś dla Was.

Skoro to military sf to musi być trochę zaawansowanej technologii. Żołnierze Unii korzystają co prawda ze zwykłej broni balistycznej, ale mogą np. sprząc karabin z elektroniką pancerza, aby np. strzelać na komendę radiową. Pancerz piechura (zwykły, nie zmechanizowany) korzysta z aktywnego kamuflażu CSS, wyświetlacza przeziernego i może np. odbierać sygnały z rozrzucanych czujników. A przede wszystkim naszpikowany jest chemią, która potrafi utrzymać żołnierza przy niemal 100% sprawności mimo ciężkich ran. Generalnie wojsko "leci" na chemicznym wspomaganiu. Dzięki temu np. pilot wahadłowca z poguchotanym biodrem potrafi ponownie zasiąść za sterami promu by sprowadzić go z orbity na powierzchnię. Oczywiście wszystko kosztuje, a szpikowanie się painkillerami ma zwykle negatywne efekty kiedy już przestaną działać. Autor chyba musiał grać kiedyś w Stargrunta, bo jako broni przeciwpancernej, żołnierze używają "świnki" będącej lekkim działkiem plazmowym (Stargrunt II - PIG Plasma Infantry Gun). Prócz tego mamy oczywiście poduszkowce, czołgi, strumieniowce (coś w stylu VTOLa czy innej AVki), a nawet mechy (zwane tu pancerzami wspomaganymi).


Powieści mogą okazać się także ciekawe dla fanów walk toczonych przez okręty gwiezdne w przestrzeni kosmicznej. Sposób przedstawiania starć jest, według mojej wiedzy, dość oryginalny. Podczas gdy toczenie walk np. w Full Thruście przypomina starcia flot nawodnych w czasie I wojny światowej, tutaj wygląda raczej jak starcia nowoczesnych okrętów podwodnych. Bardzo wiele zależy od jak najdłuższego pozostania niewykrytym dla przeciwnika, walka elektroniczna jest ważniejsza niż ilość przenoszonego uzbrojenia, a potężne lasery okazują się zwykle bezużyteczne bo większość okrętów pokryta jest refleksyjną powłoką odbijającą strzały. Pozostaje zatem ostrzał rakietami które mogą uszkodzić powłokę na tyle by laser mógł sięgnąć niechronionego kadłuba, a przy odrobinie szczęścia same zniszczą cel, jeśli oczywiście tylko przedrą się przez zakłócenia i ogień przeciwrakietowy. Podoba mi się tu pewien matematyczny fatalizm załóg, które mogą w sumie tylko odliczać czas do uderzenia własnych lub wrogich pocisków, a czasem jedynie mogą dać cała wstecz aby uzyskać kilka cennych sekund na wystrzelenie swoich pocisków zanim oberwą od wrogich. Może nie czuć tu takiego rozmachu i epickości starć (ani miliona rakiet) jak u Webera, ale klimat jest.

Jeśli chodzi o wady to w paru miejscach  akcja potrafi zwolnić w miejscu gdy nie powinna, np. kiedy bohater strasznie długo zastanawia się nad swoim kolejnym ruchem, podczas gdy w rzeczywistości mija jedynie kilka sekund. Wydaje mi się że w trzecim tomie zawiódł proofreader, bo jeńcy wzięci do niewoli przez Jankesów w pierwszej powieści, dziwnym trafem w trzeciej podobno byli w niewoli u Chińczyków, ale to takie drobiazgi.

Generalnie, to kawał dobrego militarnego sf. Jeśli tylko będziecie mieli okazję, polecam. Zwłaszcza, że końcówka trzeciej powieści nie pozostawia złudzeń, że ciąg dalszy nastąpi.

Grafiki pochodzą ze strony wydawnictwa Warbook.

10 komentarzy:

  1. "Jeńcy wzięci do niewoli przez Jankesów w pierwszej powieści, dziwnym trafem w trzeciej podobno byli w niewoli u Chińczyków" No wiesz, to się nazywa handel informacjami. A że informacje są w głowach jeńców... cóż, shit happend ;)
    Czekam na kolejne recenzje książkowe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łunia Jewropejska mocarstwem?! Buhahaha! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież napisał na początku, że to fiction (ale na pewno nie science :P)

      Usuń
    2. Wiesz to jest UE 200 lat później. Choć i tak UE jest przedstawiana raczej jako najsłabsza ze stron. Ale fajnie się czyta że w plutonie jest Polak, Niemiec, Anglik, Hiszpan, Holender, Szwedka, Finka itd.

      Usuń
  3. Dzięki za recenzję, bo się zastanawiałem nad tą serią. Szczególnie zachęciła mnie idea walk kosmicznych, chociaż dziwna wydaje się bezsilność na rakiety przeciwnika - co się bowiem stało z używanym dzisiaj w marynarce uzbrojeniem antyrakietowym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie. Okręty mają systemy obrony
      bezpośredniej. Ponadto są dwa typy rakiet. Ofensywne exocety które zaraz przed celem uwalniają kinetyczne penetratory oraz antyrakiety stiletto z głowicą termojądrową mające niszczyć rakiety wroga. Ale wszystko jest wystrzeliwane z jednej wyrzutni więc dowódca musi decydować w których rurach ma jakie pociski.

      Usuń
  4. Tak z ciekawości - na czym polega ukrywanie się przed wrogiem w próżni? Mambo jumbo a'la Star Trek? Gdzieś kiedyś :) czytałem, że to fizycznie (w rozumieniu naukowym) niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. IMO się wszystko opiera na maskowaniu emisji i walce elektronicznej.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...