poniedziałek, 27 października 2014

Projekt Modern Spearhead - 1. Brygada Piechoty Zmechanizowanej „Żelazny Wilk”

1. Brygada Piechoty Zmechanizowanej „Żelazny Wilk” albo inaczej "Geležinis Vilkas" składa się z trzech batalionów zmechanizowanej piechoty (im. Wielkiego Księcia Olgierda, Wielkiego Księcia Kjejstuta, Wielkiego Księcia Witolda), batalionu artylerii (im Romualda Giedroycia), kompanii rozpoznawczej, kompanii dowodzenia, i baterii plot i ppanc.


piątek, 24 października 2014

DIY kalkomanie

Aby wzbogacić nieco swoje modele do Battletecha postanowiłem przygotować sobie kalkomanie z symbolami Davionów oraz dwóch regimentów w których barwy chcę pomalować większość moich maszyn, czyli 1st Davion Guards oraz 1st Federated Suns Armored Cavalry. Oficjalne kalki do BT robi Piranha, ale sprowadzanie ich aż z USA nieco mija się z celem. Stąd stwierdziłem że spróbuję zmajstrować je własnymi siłami.

Podstawą projektu jest oczywiście papier do kalkomanii. Ja swój nabyłem przez allegro (od użytkownika papierikalka). Wybrałem bezbarwny do laserowej drukarki bo mam dostęp do niezłego kombajnu drukująco - kopiującego u rodzicielki w pracy. Wzory symboli ściągnąłem z sieci. BT to skala 6mm więc symbole muszą być odpowiednio małe. Ja zrobiłem od 3mm do 7mm średnicy. Po prostu wkleiłem symbole do Worda i tam je przeskalowałem. Jeśli umiecie się bawić Inkscapem czy innym Corel Drawem, proszę bardzo. Jak na moje chałupnictwo Word wystarczy. Wydrukowany arkusz należy koniecznie pokryć bezbarwnym lakierem (użyłem błyszczącego w sprayu). Inaczej przy próbie nakładania kalki możecie popsuć symbol. Wiem, bo próbowałem.

Do samego nakładania kalek potrzebne Wam będą:
- woda
- patyczki kosmetyczne
- płyny do kalek (u mnie Micro Set i Micro Sol)
- pędzelki (jeden do Sola, jeden do Seta i jeden do przełożenia kalki na model
- kalkomania oczywiście
Zatem do roboty:
1) Przed nakładaniem kalkomanii miejsce gdzie chcemy ją umieścić powinno być pokryte bezbarwnym lakierem błyszczącym. Ja polakierowałem cały model żeby mieć jeszcze bazę pod wash olejny i weathering. Wszystko zależy od skali.
2) Na miejsce w którym chcemy umieścić symbol nakładamy trochę Micro Seta. Ponieważ powierzchnia jest zabezpieczona lakierem płyn się nigdzie nie rozleje po modelu. 
3) Wycinamy symbol z arkusza. W odróżnieniu od gotowych kalek tutaj tyle ile wytniemy tyle trzeba będzie nałożyć na model więc należy ciąć dosyć blisko symbolu. 
4) Wyciętą kalkę wkładamy do wody np. trzymając pensetą. Samodzielne wykonana kalkomania potrzebuje nieco więcej czasu by odkleić się od papieru - tak około 45 sekund. 
5) Pędzelkiem sprawdzamy czy odchodzi od papieru. Jeśli tak to przesuwamy ją na wybrane miejsce na płyn Micro Set. Nadmiar wody i płynu osuszamy patyczkiem kosmetycznym. 
6) Czekamy chwilę aż wszystko przeschnie, a następnie na położoną kalkę nakładamy delikatnie płyn Micro Sol. Micro Sol zmiękczy kalkę na tyle żeby jej krawędzie nie były widoczne na modelu. W razie konieczności traktowanie Micro Solem można powtórzyć ale trzeba uważać żeby nie zniszczyć sobie symbolu. 
7) Jak już wszystko przeschnie zabezpieczamy położoną kalkę bezbarwnym lakierem matowym. 
Et, voila!

Wszystko wygląda mniej więcej tak. Wiem na ciemnozielonym średnio widać. Następnym razem zrobię to oczywiście przed bawieniem się pigmentami.
Podsumowując, jest całkiem nieźle. Pamiętać należy że będziemy naklejać taki element jaki wytniemy z przygotowanego przez siebie arkusza. Konieczne będzie użycie płynów do kalek aby ich krawędzie nie były widoczne. Późniejsze zastosowanie np filtrów, czy lakieru pewnie jeszcze bardziej zniweluje widoczne na pierwszy rzut oka krawędzie. Zabawa nie jest droga. Pojedynczy arkusz A4 kosztował mnie 9 zł, no a druk miałem za darmo. Płyny Micro także nie kosztują majątku, a starczą na długo. Potestuję jeszcze na innych modelach.

Co o tym sądzicie?



Pozdr.
Brathac

poniedziałek, 20 października 2014

Próbny Jager

Pyrkon 2015 już za pół roku. Przy moim tempie malowania powinienem przygotowania zacząć już teraz. Chcę mieć do tego czasu dwie lance Mechów w barwach 1st Davion Guards, niemal dwie kompanie pojazdów (na davioński zielony) i trochę piechoty pancernej. 

Ponieważ chcę najpierw przetestować kilka nowych technik (filtry, washe olejne), dla próby pomaluję wpierw JagerMecha III. Czemu akurat tego? Głównie przez to że jest to najbrzydsza figurka Mecha jaką posiadam w kolekcji. Spójrzcie sami - wygląda jak beczka na cienkich nóżkach. Dodatkowo sam model wyszedł chyba ze kiepskiej starej formy bo miał krzywe linie podziału, których do końca nie dało się usunąć i wybitny miscast pod korpusem. Nie mówiąc już o braku widocznego kokpitu. Więc jeśli coś schrzanię, nie będzie mi żal.

Tak wygląda obecnie, pokryty podkładem Uniform Grey od Army Paintera.


wtorek, 7 października 2014

DIY leśna posypka

Po przejrzeniu kilku materiałów na YouTube, zabrałem się za stworzenie własnej posypki modelarskiej mającej imitować leśne runo. Przyda mi się do podstawek postapokaliptycznych drzewców oraz do uzupełnienia zrobionych niegdyś leśnych elementów terenu.


Podstawą posypki są fusy. Konkretnie z kawy mielonej i herbaty. Wystarczy jak odłożycie gdzieś "szczura" po herbacie czy przerzucicie fusy po kawie do jakiegoś pojemnika do wyschnięcia. Jeśli macie ciśnieniowy ekspres do kawy to łatwo uzyskacie krążki fusów do wykorzystania. Jeśli, tak jak ja, kawy nie pijacie, pozostaje Wam zaparzyć jej większą ilość w garnku. Napar wylewamy a fusy odsączamy na sicie przez papierowy ręcznik. A później do pojemnika i czekamy aż wszystko wyschnie. Należy pamiętać by wszystko suszyć w suchym i przewiewnym pomieszczeniu i od czasu do czasu przemieszać. To materiał organiczny więc może nam wyrosnąć coś co nie będzie nadawać się na posypkę. Ważne jest też żeby użyć fusów a nie świeżej kawy czy herbaty z uwagi na możliwość puszczania kolorów przy ew. używaniu farb czy washy.


Do takiej mieszanki kawowo-herbacianej dorzuciłem jeszcze cytrynową herbatę typu Minutka, trzy rodzaje zielonej poszatkowanej gąbki, komercyjną zieloną  posypkę, wysuszone gałązki z kiści winogron i drobno zmieloną korę dębu (do nabycia w aptece czy zielarskim). Dodatkowe składniki mieszamy wedle potrzeb. Podstawa to 60% kawy i 40% herbaty.
I tyle. Wydaje mi się że w taki sposób można całkiem niewysokim kosztem zastąpić komercyjne posypki. Można także przejrzeć szafki w kuchni w poszukiwaniu ciekawych dodatków. Pamiętajcie tylko że część ziół albo przypraw ma całkiem intensywny zapach więc należy postępować z nimi ostrożnie. Wkrótce wypróbuję tę posypkę na drzewcach to zobaczymy jaki będzie efekt.
Pozdrawiam
Brathac

czwartek, 2 października 2014

Gambit, Punkt Cięcia, Forta - recenzja polskiego military sf Michała Cholewy


Dziś nieco nietypowo, bo przedstawię Wam recenzję trzech polskich powieści military sf autorstwa Michała Cholewy, wydawaną przez Warbook. Jako fan gier bitewnych sf w skali 15mm, sięgnąłem po Gambit, w ramach inspiracji dla swoich potyczek. I nie zawiodłem się.



W powieściach Cholewy dostajemy spójny świat, w którym ludzkość sięgnęła gwiazd i skolonizowała wiele planet, korzystając ze stworzonych przez siebie Sztucznych Inteligencji. SI były potrzebne, z uwagi na fakt, iż skoki międzygwiezdne, będące sposobem na podróż FTL, są zabójcze dla ludzkiego organizmu. Na tyle że podczas skoku większość załogi należy umieścić w hibernatorach, bądź chronić specjalnymi polami. Samo wyliczanie parametrów skoku jest bardzo wyczerpujące dla ludzkiego mózgu i wymaga osobnika o wysokim IQ, który poddawany jest długiemu i wyczerpujacemu szkoleniu. SI pozwalały na ominięcie tego problemu, a produkcja androidów pozwalała na szybką kolonizację nowych planet. Aż do Dnia.
W Dniu, SI, poddane działaniu tajemniczego wirusa, zwróciły się przeciwko ludzkości, skąpując Ziemię w nuklearnym ogniu. Wiele kolonii zostało odciętych od reszty znanego wszechświata, utracono mnóstwo okrętów - kompletna katastrofa. Trzy pozostałe po Dniu mocarstwa - Unia Europejska, Stany Zjednoczone i Imperium Chin - oczywiście rzuciły się sobie do gardeł o pozostałe dostępne skrawki minionego świata.




Nie będę tu streszczał fabuły każdej z książek. Uniknę w ten sposób wielu spoilerów. Jak ktoś będzie miał ochotę to sobie przeczyta. Skupię się raczej na tym co mi się w nich podoba, a co nie.
Na pewno czytaliście już trochę military sf i być może część z Was zgodzi się ze mną że często wojnę przedstawia się jako pewnego rodzaju przygodę, pełną bohaterskich czynów, last standów itp. Jasne, ktoś zawsze tam ginie, ale zwykle nie jest to taka tragedia. 
U Cholewy jest inaczej. Tu wojna pokazana jest tak jak wg mnie powinna być. Miejscem gdzie trafiają ludzie którzy wcale nie chcą być bohaterami, a przeżycie przede wszystkim determinuje ich zachowania. Ponieważ jednak są żołnierzami, no to muszą wykonywać rozkazy, których oczywiście nikt nie tłumaczy (need to know basis). Dość szybko okazuje się, że zwykli żołnierze są jedynie pionkami na szachownicy, a partię rozgrywa ktoś znacznie wyżej postawiony (tu pewien pułkownik z Operacji Specjalnych), kto nie zawaha się poświęcić wielu takich pionów aby osiągnąć postawione przed sobą cele. Wojna nie zna tutaj litości. Bardzo często okazuje się że nagrodą za wykonanie zadania jest możliwość poddania się wrogowi, przez tych co przeżyli. Honorowe zachowania, takie jak zgłoszenie się na ochotnika na misję osłony wycofujących się wojsk, czy wykonanie niebezpiecznej misji, żeby ktoś na górze przesunął towarzyszy z plutonu na liście wymiany jeńców, zostaną na pewno przez kogoś bezlitośnie wykorzystane. Aż wreszcie sami bohaterowie powieści postawieni przed brzemieniem dowodzenia, będą musieli się zastanowić, ile i jak wiele będą w stanie poświęcić by wykonać postawione przed sobą zadanie. Czy wreszcie poświęcą towarzysza z własnego oddziału, aby reszta mogła przeżyć. Więc jeśli od bohaterskich przygód w stylu Johna Ringo wolicie klimat "Wiecznej Wojny" Haldemana, to będzie coś dla Was.

Skoro to military sf to musi być trochę zaawansowanej technologii. Żołnierze Unii korzystają co prawda ze zwykłej broni balistycznej, ale mogą np. sprząc karabin z elektroniką pancerza, aby np. strzelać na komendę radiową. Pancerz piechura (zwykły, nie zmechanizowany) korzysta z aktywnego kamuflażu CSS, wyświetlacza przeziernego i może np. odbierać sygnały z rozrzucanych czujników. A przede wszystkim naszpikowany jest chemią, która potrafi utrzymać żołnierza przy niemal 100% sprawności mimo ciężkich ran. Generalnie wojsko "leci" na chemicznym wspomaganiu. Dzięki temu np. pilot wahadłowca z poguchotanym biodrem potrafi ponownie zasiąść za sterami promu by sprowadzić go z orbity na powierzchnię. Oczywiście wszystko kosztuje, a szpikowanie się painkillerami ma zwykle negatywne efekty kiedy już przestaną działać. Autor chyba musiał grać kiedyś w Stargrunta, bo jako broni przeciwpancernej, żołnierze używają "świnki" będącej lekkim działkiem plazmowym (Stargrunt II - PIG Plasma Infantry Gun). Prócz tego mamy oczywiście poduszkowce, czołgi, strumieniowce (coś w stylu VTOLa czy innej AVki), a nawet mechy (zwane tu pancerzami wspomaganymi).


Powieści mogą okazać się także ciekawe dla fanów walk toczonych przez okręty gwiezdne w przestrzeni kosmicznej. Sposób przedstawiania starć jest, według mojej wiedzy, dość oryginalny. Podczas gdy toczenie walk np. w Full Thruście przypomina starcia flot nawodnych w czasie I wojny światowej, tutaj wygląda raczej jak starcia nowoczesnych okrętów podwodnych. Bardzo wiele zależy od jak najdłuższego pozostania niewykrytym dla przeciwnika, walka elektroniczna jest ważniejsza niż ilość przenoszonego uzbrojenia, a potężne lasery okazują się zwykle bezużyteczne bo większość okrętów pokryta jest refleksyjną powłoką odbijającą strzały. Pozostaje zatem ostrzał rakietami które mogą uszkodzić powłokę na tyle by laser mógł sięgnąć niechronionego kadłuba, a przy odrobinie szczęścia same zniszczą cel, jeśli oczywiście tylko przedrą się przez zakłócenia i ogień przeciwrakietowy. Podoba mi się tu pewien matematyczny fatalizm załóg, które mogą w sumie tylko odliczać czas do uderzenia własnych lub wrogich pocisków, a czasem jedynie mogą dać cała wstecz aby uzyskać kilka cennych sekund na wystrzelenie swoich pocisków zanim oberwą od wrogich. Może nie czuć tu takiego rozmachu i epickości starć (ani miliona rakiet) jak u Webera, ale klimat jest.

Jeśli chodzi o wady to w paru miejscach  akcja potrafi zwolnić w miejscu gdy nie powinna, np. kiedy bohater strasznie długo zastanawia się nad swoim kolejnym ruchem, podczas gdy w rzeczywistości mija jedynie kilka sekund. Wydaje mi się że w trzecim tomie zawiódł proofreader, bo jeńcy wzięci do niewoli przez Jankesów w pierwszej powieści, dziwnym trafem w trzeciej podobno byli w niewoli u Chińczyków, ale to takie drobiazgi.

Generalnie, to kawał dobrego militarnego sf. Jeśli tylko będziecie mieli okazję, polecam. Zwłaszcza, że końcówka trzeciej powieści nie pozostawia złudzeń, że ciąg dalszy nastąpi.

Grafiki pochodzą ze strony wydawnictwa Warbook.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...