VI Galicyjskie Manewry Strategiczne odbyły się jak co roku w Muszynie, ale był to jednocześnie mój pierwszy "zamiejscowy" konwent.
W sobotę wraz z Zulusem zagraliśmy po raz kolejny w beta-test jego najnowszego dzieła to jest Bałakławę 1854. Tym razem ja objąłem dowództwo nad wojskami rosyjskimi, a Zulus nad brytyjsko-turecko-tureckimi siłami sojuszniczymi. Generał Liprandi rozkazał kolumnom północnej i centralnej uderzać frontalnie na reduty broniące portu w Bałakławie, a kolumnie południowej obejść wzgórze Canroberta aby odciąć ewentualne posiłki brytyjskie dowodzone przez sir Colina Campbella. Kolumna kawaleryjska generała Ryżowa miała osłonić prawą flankę związując walką brytyjską dywizję jazdy.
Natarcie rozwinęło się pomyślnie. Rosyjska przewaga liczebna pozwoliła na łatwe odepchnięcie i zdobycie redut. Jednakże zaskakujące wydarzenia odbyły się na obydwu flankach, i dużą rolę odegrała w niej rosyjska artyleria, zwłaszcza sławne 'jednorogi'. Kolumna południowa pułkownika Gribbe zaatakowała spieszące na pomoc redutom oddziały Royal Marines pod dowództwem Campbella. Bohaterscy marines dali drapaka, wystawiając swego dowódcę. Atak kawalerii został co prawda powstrzymany przez ostrzał z kartaczy, ale zaraz potem ogień rosyjskich armat pokrył ogniem pozycje Cambella i zabłąkany odłamek granatu pozbawił Anglików najbystrzejszego dowódcy na polu walki. Nie doszło więc do powstania sławnej 'cienkiej czerwonej linii'.
Z kolei kawaleria Ryżowa śmiało zaszarżowała na zbliżającą się brytyjską Dywizję Jazdy lorda Lucana. Ingermanlandzcy huzarzy stwierdzili co prawda że trochę im za gorąco i dali nogę, ale połączone wysiłki huzarów kijowskich i kozaków dońskich pozwoliły na wybicie dziury w brytyskiej linii i ostrzelanie kawalerzystów z dział. Szczęśliwe rzuty na kościach umożliwiły zmasakrowanie połowy Ciężkiej Brygady i większości Lekkiej. Próbujący uciekać z resztką swoich wojsk lord Cardigan dostał się jednak pod kopyta huzarów i poległ, nie zobaczywszy już więcej swojego jachtu.
Na polu walki zaczęły pojawiać się jednak oddziały francuskie: Brygada szaserów afrykańskich oraz 1 DP Canroberta. Szaserzy ruszyli by osłonić odwrót Lucana i Scarletta, a piechota nad Bałakławę. Dalej już nie graliśmy, ale wydaje mi się że połączone siły trzech kolumn wsparte jeszcze kolumną wspierającą Żabokryckiego zmasakrowałyby francuską piechotę liniową i żuawów ogniem dział. Problemem byłaby natomiast artyleria broniąca portu i kolejna brytyjska dywizja zmierzająca na pole walki.
Wnioski:
- trzeba by jednak zmienić mody za przewagę w punktach siły, bo przewaga liczebna Rosjan jest miażdżąca w pierwszych etapach
- podział na punkty siły i punkty wytrzymałości się sprawdził, Dywizja Jazdy nie ginie już tak szybko jak ostatnim razem
- siła artylerii jest czasem porażająca, nie wiem czy pomysł dodatkowych obrażeń na bliskim zasięgu (że niby od kartaczy) nie uczyni jej jeszcze bardziej morderczą, może zamiast tego dodatkowy mod do rzutu (cięzkie jednorogi mają -3, może na 1-2 heksy niech będzie -4?)
- gra i cały system ma potencjał
Drugiego dnia z Zulusem przystąpiliśmy do Burning Blue, czyli symulacji niemieckich nalotów na Wielką Brytanię podczas Bitwy o Anglię w 1940. Gra mimo konieczności poświęcenia dużej ilości czasu na przygotowanie planszy (losuje się wszystko, czas dnia, z której strony świeci słońce, pogodę nad poszczególnymi obszarami planszy itd) sprawia wiele radości. Gracz grający Luftwaffe losuje cele z dość dużej listy, cel wyznacza także rodzaj jednostek jakie będzie używał. Gracz brytyjski ma za zadanie powstrzymać nalot, nie przekraczając przy tym określonej ilości możliwych do wysłania w powietrze dywizjonów (o czym ja zapomniałem i dlatego przegrałem na punkty). Zulus wysłał prócz podstawowej formacji złożonej z bombowców Heinkel 111 w osłonie Messerschittów Bf 110, fałszywe echo radarowe, co spowodowało lekką panikę w centrum dowodzenia i poderwanie zbyt dużej ilości myśliwców. Jako pierwsze dostrzegły wroga Hurricany ze 43 Dywizjonu związując walką myśliwce osłony. Me-110 udało się jednak przegonić dywizjon, który po stracie 3 myśliwców i wystrzelaniu amunicji zawrócił na lotnisko. Fałszywą formację dogonił 145 Dywizjon, który zaraz później dostrzegł prawdziwy cel i mimo straty kolejnego Hurricana przegonił Me-110 pozbawiając bombowce osłony. Heinkle zdążyły jednak zrzucić bomby na Portsmouth, ale bomby zrzucone ze zbyt dużej wysokości nie wyrządzić wielu zniszczeń. 609 Sqn na Spitfirach i 601 Sqn na Hurricanach dopadły umykające bombowce i zestrzeliły 8 z nich. Kolejne 6 Heinkli rozbiło się przy lądowaniu (zabrakło paliwa). Przegrałem jednak na punkty przez tą niedoczytaną zasadę ekonomii sił.
Wrażenia:
- Tak jak przy Downtown, gry Lee Brimmicombe-Wooda zawierają masę szczegółów, lecz gra jest szybka i emocjonująca.
- Świetny system namierzania formacji ("Tally Ho") poprzez użycie kart
- Ograniczenie latania do woli po planszy. Bombowce niemieckie muszą poruszać się po z góry ustalonym kursie, a dywizjony brytyjskie muszą poruszać się w zasięgu dowodzenia, organiczanego przez zasięg radia
- Na minus, troszkę za dużo naćkanych tabelek, można by inaczej je rozplanować. Te od pre-raidu na jednej stronie, a te od walki na drugiej, wydaje się być mocno pomieszane
- Trzeba też doczytać kwestie formowania się nalotów, czy robi się to przed grą, czy w trakcie po opcje są obie i zależy od nich kilka innych rzeczy np. wczesne ostrzeganie Brytyjczyków.
Ogólnie, świetna zabawa i bardzo udany wypad.
W sobotę wraz z Zulusem zagraliśmy po raz kolejny w beta-test jego najnowszego dzieła to jest Bałakławę 1854. Tym razem ja objąłem dowództwo nad wojskami rosyjskimi, a Zulus nad brytyjsko-turecko-tureckimi siłami sojuszniczymi. Generał Liprandi rozkazał kolumnom północnej i centralnej uderzać frontalnie na reduty broniące portu w Bałakławie, a kolumnie południowej obejść wzgórze Canroberta aby odciąć ewentualne posiłki brytyjskie dowodzone przez sir Colina Campbella. Kolumna kawaleryjska generała Ryżowa miała osłonić prawą flankę związując walką brytyjską dywizję jazdy.
Natarcie rozwinęło się pomyślnie. Rosyjska przewaga liczebna pozwoliła na łatwe odepchnięcie i zdobycie redut. Jednakże zaskakujące wydarzenia odbyły się na obydwu flankach, i dużą rolę odegrała w niej rosyjska artyleria, zwłaszcza sławne 'jednorogi'. Kolumna południowa pułkownika Gribbe zaatakowała spieszące na pomoc redutom oddziały Royal Marines pod dowództwem Campbella. Bohaterscy marines dali drapaka, wystawiając swego dowódcę. Atak kawalerii został co prawda powstrzymany przez ostrzał z kartaczy, ale zaraz potem ogień rosyjskich armat pokrył ogniem pozycje Cambella i zabłąkany odłamek granatu pozbawił Anglików najbystrzejszego dowódcy na polu walki. Nie doszło więc do powstania sławnej 'cienkiej czerwonej linii'.
Z kolei kawaleria Ryżowa śmiało zaszarżowała na zbliżającą się brytyjską Dywizję Jazdy lorda Lucana. Ingermanlandzcy huzarzy stwierdzili co prawda że trochę im za gorąco i dali nogę, ale połączone wysiłki huzarów kijowskich i kozaków dońskich pozwoliły na wybicie dziury w brytyskiej linii i ostrzelanie kawalerzystów z dział. Szczęśliwe rzuty na kościach umożliwiły zmasakrowanie połowy Ciężkiej Brygady i większości Lekkiej. Próbujący uciekać z resztką swoich wojsk lord Cardigan dostał się jednak pod kopyta huzarów i poległ, nie zobaczywszy już więcej swojego jachtu.
Na polu walki zaczęły pojawiać się jednak oddziały francuskie: Brygada szaserów afrykańskich oraz 1 DP Canroberta. Szaserzy ruszyli by osłonić odwrót Lucana i Scarletta, a piechota nad Bałakławę. Dalej już nie graliśmy, ale wydaje mi się że połączone siły trzech kolumn wsparte jeszcze kolumną wspierającą Żabokryckiego zmasakrowałyby francuską piechotę liniową i żuawów ogniem dział. Problemem byłaby natomiast artyleria broniąca portu i kolejna brytyjska dywizja zmierzająca na pole walki.
Wnioski:
- trzeba by jednak zmienić mody za przewagę w punktach siły, bo przewaga liczebna Rosjan jest miażdżąca w pierwszych etapach
- podział na punkty siły i punkty wytrzymałości się sprawdził, Dywizja Jazdy nie ginie już tak szybko jak ostatnim razem
- siła artylerii jest czasem porażająca, nie wiem czy pomysł dodatkowych obrażeń na bliskim zasięgu (że niby od kartaczy) nie uczyni jej jeszcze bardziej morderczą, może zamiast tego dodatkowy mod do rzutu (cięzkie jednorogi mają -3, może na 1-2 heksy niech będzie -4?)
- gra i cały system ma potencjał
Drugiego dnia z Zulusem przystąpiliśmy do Burning Blue, czyli symulacji niemieckich nalotów na Wielką Brytanię podczas Bitwy o Anglię w 1940. Gra mimo konieczności poświęcenia dużej ilości czasu na przygotowanie planszy (losuje się wszystko, czas dnia, z której strony świeci słońce, pogodę nad poszczególnymi obszarami planszy itd) sprawia wiele radości. Gracz grający Luftwaffe losuje cele z dość dużej listy, cel wyznacza także rodzaj jednostek jakie będzie używał. Gracz brytyjski ma za zadanie powstrzymać nalot, nie przekraczając przy tym określonej ilości możliwych do wysłania w powietrze dywizjonów (o czym ja zapomniałem i dlatego przegrałem na punkty). Zulus wysłał prócz podstawowej formacji złożonej z bombowców Heinkel 111 w osłonie Messerschittów Bf 110, fałszywe echo radarowe, co spowodowało lekką panikę w centrum dowodzenia i poderwanie zbyt dużej ilości myśliwców. Jako pierwsze dostrzegły wroga Hurricany ze 43 Dywizjonu związując walką myśliwce osłony. Me-110 udało się jednak przegonić dywizjon, który po stracie 3 myśliwców i wystrzelaniu amunicji zawrócił na lotnisko. Fałszywą formację dogonił 145 Dywizjon, który zaraz później dostrzegł prawdziwy cel i mimo straty kolejnego Hurricana przegonił Me-110 pozbawiając bombowce osłony. Heinkle zdążyły jednak zrzucić bomby na Portsmouth, ale bomby zrzucone ze zbyt dużej wysokości nie wyrządzić wielu zniszczeń. 609 Sqn na Spitfirach i 601 Sqn na Hurricanach dopadły umykające bombowce i zestrzeliły 8 z nich. Kolejne 6 Heinkli rozbiło się przy lądowaniu (zabrakło paliwa). Przegrałem jednak na punkty przez tą niedoczytaną zasadę ekonomii sił.
Wrażenia:
- Tak jak przy Downtown, gry Lee Brimmicombe-Wooda zawierają masę szczegółów, lecz gra jest szybka i emocjonująca.
- Świetny system namierzania formacji ("Tally Ho") poprzez użycie kart
- Ograniczenie latania do woli po planszy. Bombowce niemieckie muszą poruszać się po z góry ustalonym kursie, a dywizjony brytyjskie muszą poruszać się w zasięgu dowodzenia, organiczanego przez zasięg radia
- Na minus, troszkę za dużo naćkanych tabelek, można by inaczej je rozplanować. Te od pre-raidu na jednej stronie, a te od walki na drugiej, wydaje się być mocno pomieszane
- Trzeba też doczytać kwestie formowania się nalotów, czy robi się to przed grą, czy w trakcie po opcje są obie i zależy od nich kilka innych rzeczy np. wczesne ostrzeganie Brytyjczyków.
Ogólnie, świetna zabawa i bardzo udany wypad.
Ja serdecznie dziękuję Brathakowi za gry - było kapitalnie.
OdpowiedzUsuńCo do Bałakławy - zgoda w przebiegu rozgrywki pełna. Z Francuzami mogłoy być róznie - owszem, artyleria rosyjska swoje by zrobiła, ale francuska piechota była dużo bardziej elastyczna jak rosyjska i mozna było sporo pomieszać tyralierami - problemem dla mnie była tylko kawaleria, która posiadały kolumny rosyjskiej piechoty i której wyłacznie się obawiałem zamierzając wysłać w pole tyralierów. Nie obawiałem się ani piechoty ani artylerii rosyjskiej, bo na to miałem właśnie piechotę lekka i spore możliwości wysyłania tyralierów przez piechotę liniową (zarówno tyralierów jak i grenadierów z pułków liniowych, o żuawach nie wspomnę). A gdyby jednak Francuzi cofnęli się do szańców chroniących Bałakławy, Rosjanie mogliby się uwikłać w ciężkie walki, gdy w tym czasie od tyłu szły na nich dwie (a nie jedna, jak Brathac mylnie podaje) brytyjskie dywizje piechoty.
Co do Burning Blue - odczucia mam identyczne - gra jest kapitalna - formowanie nalotów odbywa się już w trakcie gry - jest przeciez faza Form up.
Mój rajd był o tyle słaby, że bombowce He-111 były bronione jedyine przez ciężke dwusilnikowe myśliwce Bf 110. Gdyy bombowców broniły 109-tki, zabawa wyglądałaby nieco inaczej.
Ale i tak rajd pozorowany wypadł - dzięki wojennemu szczęściu - nadspodziewanie dobrze i tzreba było widzieć minę Brathaka, gdy obydwa rajdy (rzeczywisty i fałszywy) najpierw lecące równolegle do siebie, potem załamujące kursy pod katem prostym w swoją stronę, minęły się w odległości kilku pól od siebie lecąc kontrkursami. Dzięki fałszywemu rajdowi Brathac - nie wiedząc, czy jest to rajd lewy, czy prawdziwy, wysłał w powierze zbyt dużo dywizjonów, męcząc pilotów i zużywając cenną benzynę. Późniejsza masakra Heinkli wyniknęła z faktu, ze osłona bombowców była zbyt słaba, a w powietrzu zbyt dużo Tommies, ale w ogólnym rozrachunku, mimo nieakceptowalnych strat (do 8 zestrzelonych Heinkli trzeba dodać 6 utraconych przy lądowaniu wskutek błędu nawigatora grupy bombowej, który źle wyliczył czas powrotu).
Gra jest kapitalna a za jedną i drugą rozgrywkę serdecznie dziękuję Brathakowi.
Zulus